czwartek, 8 sierpnia 2013

Seriale #1 Top of the Lake

Dzisiaj przedstawiam drugi post z serii o wielce oryginalnym tytule Seriale. Na razie jeszcze oswajam się z blogiem i będę się starać pisać jak najczęściej metodą prób i błędów na temat przeróżnych zagadnień z mojego życia. Jednak seria postów serialowych jest dla mnie tematem przemyślanym, ponieważ wiem, że nadal są one bagatelizowane, sprowadzane tylko do działu Przyjemności. Natomiast z całą świadomością mogę powiedzieć, że mają one cenną wartość. Oczywiście nigdy nie będą one równe takiemu artefaktowi jak książka, chodzi mi jednak o pewnego rodzaju alternatywę. Alternatywę dla aktywnego relaksu, w którym możemy zarówno się odblokować, rozluźnić, odpocząć jak i przeżyć oraz poznać coś wartościowego, intrygującego, co da nam wiedzę lub inspiracje. O zaletach językowych nie wspominając (o nich pisałam w tym poście).
W tym cyklu będę wam przybliżać różne wartościowe tytuły seriali. Żeby nie nudzić towarzystwa, nie mam zamiaru prezentować tytułów pokroju Gry o tron lub Jak poznałem waszą matkę, ponieważ jak mniemam są one Wam doskonale znane. Postaram się opisywać rzeczy dostępne, raczej nowe i osobiście ważne dla mnie. Będę je przedstawiać (recenzować to zbyt duże słowo) według pewnego porządku, myślę jednak, że wszelkie dane i informacje są tu zbędne (odsyłam pod opisem do bazy filmweb), a skupię się bardziej na moim subiektywnym zdaniu i wartości edukacyjnej czy emocjonalnej dla mnie samej.

Top of the Lake
www.filmweb.pl

W zasadzie nie jest to serial z prawdziwego zdarzenia, tylko siedmioodcinkowy mini serial. I jest to niewątpliwie jedna z jego miliona zalet. Te 7 odcinków stanowi piękną, melodyjną i nigdy nienużącą całość. Rzecz i historia na pozór banalna jest podana w sposób szczególnie wykwintny, niezwykle przyjemny dla wszystkich naszych zmysłów. Strona estetyczna jest bardzo mocnym punktem tej serii.  Kiedyś nie pomyślałabym, że cała otoczka serialu, taka jak krajobraz, muzyka, zdjęcia, odpowiednie cięcia mają aż tak duży wpływ na mój własny odbiór dzieła, ale teraz uważam, że są one jednymi z najważniejszych części składowych filmu lub serialu. Akcje i fabuły powielane w serialach już rzadko kiedy są nowatorskie, szczególnie, jeśli chodzi o thrillery i seriale kryminalne. Jednak sposób jego przedstawienia może być. I tak właśnie jest w przypadku Top of the Lake. Fabuła serialu i główny wątek nie są zaskakujące, rozwiązanie sprawy też nie jest wysoce oryginalne, jednak wartość tych 7 odcinków leży troszkę głębiej. Wszystko do siebie doskonale pasuje, mimo iż czasem ma się wrażenie psychodelizmu tego całego świata. Klimat tego serialu, na którą składają się wszystkie rzeczy oznaczone przeze mnie, jako otoczka jest niesłychany. Sporym błędem byłoby oglądanie go z paczką znajomych przy piwie i popcornie- nie ten typ, za dużo straconej magii.

Językowo oczywiście nie możemy postawić go na równi z brytyjskimi serialami BBC, które są dla osób uczących się brytyjskiej odmiany angielskiego, (czyli podobno wszystkich nas) najbardziej wartościowe. Jest to serial Australijsko-Amerykański, jednak jego akcja ma miejsce w jednym a najbardziej malowniczych zakątków naszego świata- Nowej Zelandii. Wracając do walorów językowych- jest to dobry serial dla osoby średniozaawansowanej, ponieważ nie jest aż tak przepełniony wieloma ważnymi dla fabuły dialogami. Dialogi są tutaj raczej oszczędne, co pomaga osobie, która jest mniej więcej na półmetku swojej drogi wdrożyć się w akcję i czerpać przyjemność z oglądania. Co więcej nie jest to moje subiektywne zdanie, ponieważ przetestowałam ten serial na moich dwóch studentach, z czego jeden był zachwycony, a  drugi, który wcześniej nigdy nie oglądał seriali twierdząc, że to strata czasu, teraz jest absolutnym pasjonatem , który co drugą lekcje prosi o podsunięcie nowego tytułu. Cudowne uczucie inspirować innych:) 

Ah, no tak, nic nie wspomniałam o fabule. To było oczywiście celowe J Chciałam wcześniej niż później Was zaintrygować, żebyście już nie mieli jakiegokolwiek odwrotu od decyzji obejrzenia Top of the Lake.  Jednak post o serialu bez jego opisu mógłby być faktycznie idiotyczny.  Aby być krótkim i precyzyjnym, powiem zaledwie kilka słów o fabule, a następny krok podejmiecie już Wy,  oczywiście go oglądając. Na pozór można by założyć, że jest to film kryminalny, jednak potem okazuje się, że z kryminału nie ma on nic. W pierwszym odcinku dowiadujemy się, że z małego nowozelandzkiego miasteczka zaginęła 12-letnia dziewczynka, która na domiar złego jest w ciąży. Miasteczko natomiast jak to najczęściej bywa z miasteczkami ma swoje własne sekrety, tajemnice, które sięgają czasem głębiej niż sama dusza ludzka. 

Nie mam zamiaru bawić się w gwiazdki, rankingi, listy top 100 i top miliard. Jestem osobą, która w każdym rodzaju kultury potrzebuje trochę edukacji i mnóstwo emocji. Jak wiemy emocje są subiektywne, zależą od nas, od naszego doświadczenia i wrażliwości. Uważam  zatem, że Top of the Lake jest czymś fenomenalnym i pięknym. Polecam go każdemu, jednak nie daje gwarancji na 24 miesiące, że będziecie mieć takie same odczucia w stosunku do niego jak ja. Nie jestem kulturoznawcą, jestem tylko Meraveal, która dzisiaj zaprezentowała Wam swoją dawkę wrażliwości.
Jeżeli obejrzeliście, macie zamiar, jesteście w trakcie- koniecznie napiszcie. Chciałabym strasznie się dowiedzieć jakie macie w stosunku do niego odczucia. Nawet jeśli zupełnie odwrotne- każda wymiana  poglądów będzie dla mnie bardzo cenna.
Miłego popołudnia
M.
zientek.blog.pl

collider.com
 
zientek.blog.pl

7 komentarzy:

  1. Przede wszystkim witam w BGS, naprawdę fajnie widzieć tutaj nowe twarze i nowe blogi ;)

    A co do postu... serialu nie znam, ale mnie zaintrygowałaś. W wolnej chwili pewnie dam mu szansę i spróbuję obejrzeć pierwszy odcinek, by przekonać się, czy i mi przypadnie do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj mu szansę, biorę za to pełną odpowiedzialność:) Widzę, że nawet z jednego miasta jesteśmy, bardzo to miłe :)
      Pozdrawiam i dziękuję za ciepłe przywitanie.

      Usuń
  2. Bardzo chętnie zobaczę, już ładuję go sobie w Filmweba. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też się chyba przyłączę, fajnie się zapowiada :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, wybacz że nie odpisałam na Twój komentarz- tym razem to ja odpoczywałam :)
    z chęcią przyłączę się do tego wyzwania, tylko będę musiała wybrać na to dobry czas, żeby się nie rozpraszać :) nie jestem jeszcze niestety na takim poziomie by np oglądać filmy po norwesku, ale filmy z napisami po polsku to chya dobry pomysł. Dam Ci znać, kiedy się za nie zabiorę. Kiedy, nie 'jeśli', bo zabiorę się na pewno :)
    Strasznie ciekawą masz pracę! dla kogoś, kto tak jak ja uwielbia języki obce musi być wspaniałym zajęciem. Jeśli tylko można wiązać pracę z własnymi zainteresowaniami, to jest ogromny sukces :)
    jesli chodzi o moją maturę i studia, to lepiej nawet o tym nie mówić. Planowałam architekturę, ale trochę pokrzyżowały mi się plany i teraz sama nie wiem. Skłaniam się jeszcze ku czemuś związanemu z informatyką, grafiką, tworzeniem stron i tak dalej, ale sama nie wiem co - i nie chcę spędzić pół życia przed ekranem. Nie wiem i trochę mnie to dołuje, zwłaszcza że już powinnam wiedzieć :/ no i wiem, ile pracy włożyła moja siostra by dostać się na studia, a ja nie umiem się uczyć. Ani trochę, kiepsko ze mną. Ach, te moje problemy.. :)
    Serial musi być ciekawy, z chęcią zabiorę się za coś nowego. Zwłaszcza, że jest po angielsku i zwłaszcza, że akcja toczy się w Nowej Zelandii, o którą mam ochotę kiedyś zachaczyć :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Film wydaje się być całkiem fajny, muszę go kiedyś obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wykwintny to doskonałe określenie tego serialu :) No i ten, nie każdy jednak brytyjski akcent robił na filologii - moim marzeniem był amerykański i dzielnie przez te okropnie trudne samogłoski brnęłam na początku moich studiów. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń