Czas po świętach jest dla wielu ludzi
czasem pozornych zmian. Robimy wiele pięknych postanowień, a
większość z nich oscyluje wokół bycia fit. Perspektywa
posiadania pięknej, szczupłej i zdrowej sylwetki jest po okresie
wielkiego obżarstwa i wzdętego brzucha wyjątkowo kusząca. Już w
czasie świąt postanawiamy, że teraz wszystko będzie inaczej i że
tym razem osiągniemy postawiony sobie wcześniej cel. Oczywiście to
wszystko jest jedną wielką bzdurą, ponieważ przy największym
pokładzie silnej woli wytrzymamy z naszymi postanowienia do
Sylwestra. W dzisiejszym poście chciałabym opisać dlaczego nie
jestem i raczej nigdy nie będę fit.
Czym jest bycie fit? Jest to
niewątpliwie styl życia skoncentrowany z jednej stronie na zdrowym,
pełnowartościowym odżywianiu, jak i uprawianiu sportu i czynności
pokrewnych w wolnym czasie. Żeby być fit należało być szczupłym,
z lekko zarysowanymi mięśniami i z obowiązkowym uśmiechem na
ustach. Warto sobie również strzelać raz na jakiś czas zdjęcia
ku motywowaniu innych. Ja nie jestem fit. Dlaczego?
Po pierwsze, bycie fit bardziej kojarzy
mi się z obsesją niż z czymkolwiek innym. Mam wrażenie, że dzień
osób, które można opisać tym przymiotnikiem koncentruje się na
ciągłych myślach o treningu i posiłkach. Nie rozumiem tego. Jeśli
planuje zrobić trening w ciągu dnia to go robię, ale nie muszę go
rozpisywać, mierzyć się i myśleć ile wybiorę tym razem
obciążenia na plecy. Wolę myśleć o moich codziennych
obowiązkach, ile czasu poświęcę na naukę, co jeszcze muszę
zrobić w ciągu całego dnia i to sukcesywnie robić. Skupianie się
na swoim wyglądzie i na tym o ile centymetrów podniósł mi się
tyłek jest okropne. Nie uważam, żeby to jak wyglądamy było
rzeczą priorytetową dla każdego z nas. Obsesja nigdy nie jest
dobrym wyjściem, nawet, a może przede wszystkim dla osób, które
zmagają się z poważnym problemem z nadwagą. Niektórzy mówią,
że jest o kształtowanie charakteru. Jeżeli to jak wyglądamy jest
dla nas wyznacznikiem silnego charakteru to ja dziękuję.
Po drugie, wysoko skorelowane z
pierwszym, ludzie fit uważają, że bycie fit jest jedną, jedyną
droga do szczęścia i gardzą tymi, którzy myślą i zachowują się
inaczej. Bardzo często mają za nic osoby, które odbiegają od ich
ideału. Będąc przez długi czas z osobą fit, potrafiłam usłyszeć
bardzo cierpkie słowa na swój temat, ponieważ przytyłam dwa ledwo
widoczne dla ludzkiego oka kilogramy. Nie mówiąc już o pogardzie
dla osób z nadwagą. Umówmy się, sytuacje są różne. To, że
ktoś jest pulchny nie jest zawsze spowodowane lenistwem lub faktem,
że się je niewyobrażalne ilości niezdrowego jedzenia. Mogą to
być hormony, następstwa po ciąży czy wszelkiego rodzaju choroby
zarówno fizyczne jak i psychiczne. Mogą to być problemy z
samooceną, albo najzwyczajniejsze na świecie akceptowanie takiej
sytuacji. Co nam do tego? Jeśli widzimy członka rodziny lub
przyjaciela, który widocznie szkodzi swojemu zdrowiu, a nawet życiu
poprzez swój styl życia to szczera rozmowa i pokazanie wyrazów
niepokoju nigdy nie zaszkodzi. Ale krytykowanie każdej osoby, która
nie pasuje do ideału fit jest bardzo krzywdzące i przykre. W
konsekwencji nie wiemy, który styl życia jest lepszy i gorszy. Nie
jesteśmy w stanie w żaden sposób tego ocenić. To jest tak jakbym
krytykowała wszystkie osoby na świecie, które nie uczą się 5
języków obcych naraz, tylko dlatego, że ja to robię i uważam za
wartościowe. Nie chcę taka być więc nie chce być fit.
![]() |
fit-and-sexy.pl |
Po czwarte- nienawidzę rygorów!
Ciągle gonie w piętkę, ciągle coś się dzieję, praca, nauka,
ciągłe stresy i zgrzytanie zębami. Jeśli miałabym się trzymać
codziennie rygorów posiłkowych i treningowych to bym z pewnością
wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Nie wyobrażam sobie życia
skoncentrowanego na pięciu zbilansowanych posiłkach i paradowania
po kujawsko-pomorskich siłowniach. Nie czułabym się przez to
wolna. Lubię alkohol, słodycze i fast foody. Nie piję i nie jadam
codziennie, ale tez nie piję i nie jadam takich rzeczy raz na 3
miesiące. Na codzien odżywiam się normalnie, ale pozwalam sobie
na wszystko co chce. Na kebaby, pizze, piwo, naleśniki, popcorny,
które sprawiają, że jestem szczęśliwa. Na fitstronach widzę
czasem piękne rzeczy typu pizza składająca się z marchewki,
buraczków i ananasów- super zamiennik! Nie dziękuje, wolę robić
to na co mam ochotę, z oczywistymi konsekwencjami, że modelką
Victoria's Secret nigdy nie będę.
![]() |
http://codziennikfeministyczny.pl/ |
I bardzo dobrze- to mój punkt piąty.
Bycie slim i fit nie zawsze jest piękne i atrakcyjne. Oczywiście de
gustibus non est disputandum. Kanony piękna się zmieniają. Teraz
jest moda na bycie slim, kiedyś przodowała sylwetka Marilyn Monroe.
Trudno przewidzieć co będzie na czasie na 20 lat. Ja aktualnych
kanonów po prostu nie lubię. Doceniam dziewczyny za ciężka prace,
dla niektórych jest to sposób na życie i pasje- i bardzo dobrze.
Ale sama nie chce być fit. Chce być normalną kobieta w rozmiarze
36/38, która nie podąża za obecnymi trendami, ale jest
zwolenniczką naturalnego piękna. Nie będę rozprawiać na temat
tego jaki obraz kobiety nam tworzą media, bo nie chcę wprowadzać
niepotrzebnej agresji na blogu. Jednak smuci mnie ten kanon, który
powoduję, że w dzisiejszych czasach kobiety, jak nigdy wcześniej
wstydzą się swojego ciała. Nie chcę, żeby tak było.
![]() |
body-revolution.pl |
Kim natomiast jestem?
Sport traktuje dość zadaniowo, ale
podchodzę do tego zadania wyłącznie z pozytywnymi emocjami. Sport
ma mi dać siłę, sprawność, relaks i odciążenie kręgosłupa,
który mi niesamowicie doskwiera. Możecie mi wierzyć lub nie, ale
nie interesują mnie już walory estetyczne uprawiania sportu. Już,
ponieważ w przeszłości był to jedyny wskaźnik podejmowania
przeze mnie aktywności fizycznej. Sport uprawiałam od zawsze, ale
robiłam to w sposób bardzo nieregularny, ponieważ traciłam
motywację i chęć do podróżowania do siłowni znajdującej się
po drugiej stronie miasta. W międzyczasie doświadczałam różnego
rodzaju pomiarów własnego ciała, zaczynałam brać odżywki
białkowe oraz inne cuda i dziwy. I nadal byłam sfrustrowana,
ponieważ nie chudłam oraz zażenowana, że muszę skakać jak kózka
lub biegać, czego okropnie nie znosiłam i do dzisiaj nie znoszę.
Potem jednak dotarło do mnie, że nie to jest w tym wszystkim
najważniejsze. Zaczęłam próbować rożnych form aktywności i
znalazłam kilka, które mi odpowiadają i wykonuje je aktualnie 5-6
razy w tygodniu. Składają się na to przeróżne filmiki z yt z
zestawami ćwiczeń, z których układam około 50 minutowy trening,
najczęściej siłowy, spacery i basen. To wszystko robię od prawie
roku cholernie regularnie, z dwiema tygodniowymi przerwami od
ćwiczeń. Bez spinania się, bez mierzenia, bez nacisków okazało
się, że jestem super sprawna, a moje ciało podoba mi się
najbardziej jak mi się podobało w całym moim życiu.
I tym krótkim wywodem chciałam
nakreślić, że może czasem nasz mózg pracuje zupełnie odwrotnie
niż tego chcemy i nie ma co poświęcać 60 sekund na minutę
myślami o rezultatach tego co robimy. Może warto czasami zrobić
coś bez myślenia o konsekwencjach i obliczeniach. To się tyczy tak
sportu jak i każdej czynności, która kojarzy mi się z rozwojem.
Coś na zasadzie sztuki dla sztuki. Serdecznie polecam zmianę
nastawienia i oderwania się od tego chorego pogromu zwanego fit. I
może nasze postanowienie noworoczne powinno brzmieć: znajdę
aktywność fizyczną, która spowoduje, ze poczuje się fajnie już
w trakcie jej wykonywania, a nie „będę ćwiczyć”.
A czy Wy jesteście fit? Jakie są
wasze postanowienia związane z uprawianiem sportu w 2014 roku?
Myślę, że najlepiej żyć w zgodzie ze sobą czyli robić to co naprawdę nas cieszy :-)
OdpowiedzUsuńPo co się okłamywać, pozorować na kogoś innego niż jesteśmy skoro wewnątrz jesteśmy zupełnie inną osobą.
Pozdrawiam Paweł Zieliński
P.S Czy mógłbym Cię prosić o jakiś kontakt do Ciebie, ewentualnie wiadomość na mój adres? :)
Dla Ciebie być fit to te wszystkie pomiary, obliczenia i obsesyjne myślenie o kilogramach, centymetrach, kaloriach, odpowiednich posiłkach itd., a dla mnie nie przybiera to aż tak skrajnego nastawienia, więc nawet jeśli byłabym fit, to nie zdołałabym odpowiedzić na Twoje pytanie przekazując to co rzeczywiście chciałabym przekazać.
OdpowiedzUsuńJa chciałabym być fit ale w takim sensie jak ja rozumiem bycie fit, a nie tak jak Ty to nakreśliłaś. Po co szafować jakimiś określeniami, które mogą dla każdego znaczyć coś innego? Pojęcie być fit jest bardzo szerokie. Czy jeżeli codziennie ćwiczę, a przy tym pozwalam sobie na różne pyszności oznacza już, że nie jestem fit? Nie wydaje mi się, ale zapewne ktoś inny tak właśnie powie. Z tego względu lepiej opierać się na faktach i zamiast mówić "jestem fit", lepiej powiedzieć "codziennie wykonuję godzinny trening sportowy", bo to według mnie bardziej oddaje istotę rzeczy.
Dziękuję za głos w te sprawie Alison :) Nie wiem czy wchodziłaś kiedyś na różnego rodzaju blogi, czy fitstrony, bo ja swego czasu dość sporo i powiem Ci, że to co tam czasem widziałam to była jedna wielka przesada. Dziewczyny wchodzące tam w celu znalezienia informacji i motywacji dla siebie dowiadują się, że powinny się nad sobą zastanowić zjadając kiść winogron na podwieczorek. Chodzi mi o to, że fitświatem rządzi straszna przesada i obsesja, a chciałabym, żeby dziewczyny się akceptowały i kochały, a nie łapaly kaca moralnego przez to, że zjadły te nieszczęsne winogrona. Tam nie ma tylko przejrzystych informacji typu "winogrono tuczy", ale silny ładunek emocjonalny, który potrafi strasznie obniżyć nastrój. Dość długo (za długo) siedziałam w środowisku skrajnie fit i teraz może przez to jestem wyczulona na takie kwestie. I z tym, że zamiast mówić ,,jestem fit" powinnyśmy opierać się na konkretach zgadzam się w stu procentach. Po prostu skupiłam się w poscie bardziej na przesadzie niż na czymkolwiek innym + na swojej osobie i swoim podejściu.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuje za komentarz Alison i życzę samych sukcesów w "wykonywaniu godzinnych treningów sportowych", bo warto! :)
Meraeval, ale kwestia w sporej ilości obecnych blogach fit (zwłaszcza polskich) jest powielanie niezdrowego trybu życia w imieniu "fit". Często są to posty, w których wiedza pojawia się niczym z pierwszej lepszej gazety, ładnie ubrana i opowiedziana przedstawiając to niczym jedyny poprawny sposób na życie "fit". Bycie "fit" to nie centymetry, kalorie, jedzenie sałatek i jabłek, i nie jedzenie po 18. To coś znacznie więcej, tylko niestety w dzisiejszym świecie - jak wszystko, to zostało skomercjolizowane.
OdpowiedzUsuńIstnieje strasznie duża dezoinformacja, nawet nie tylko w internecie, ale w środowisku naukowym na temat tego co jest fit, a co nie. Kiedyś od pewnego dietetyka dowiedziałam się, że najlepszą rzeczą jaką możemy zjeść podczas obiadu będzie najbardziej tłusta golonka, jeszcze dodatkowo polana potrójną porcją tłuszczu i właśnie od tego się tak cudownie chudnie. Wkurza mnie to, że to co jest zdrowe lub niezdrowe zmienia się często w zależności od poglądów. Ja już nie wiem co jest fit. Niedługo ktoś powie, że ćwiczenia jednak nie są. Taki świat.
UsuńPozdrawiam i dziękuję Paulina :-)
Przyznam otwarcie, chcę schudnąć parę cm z ud i brzucha. Nie dla kogoś tylko dla samej siebie. By czuć się dobrze w swoim ciele i za kilkanaście lat cieszyć się zdrowiem i kondycją. Chociaż przeglądam blogi i strony dot. fitnessu to śmiało mogę powiedzieć, że dużo osób ćwiczy by uzyskać kaloryfer na brzuchu ( a jak wiadomo to ciężko uzyskać) i być może dlatego są tak fanatycznie nastawione..
OdpowiedzUsuńŚwietnie powiedziane ,,by czuć się dobrze w swoim ciele i za kilkanaście lat cieszyć się zdrowiem i kondycją". Aspekt estetyczny jest moim zdaniem drugorzędny, ale tak czy inaczej przyjdzie. Życzę powodzenia w tej i w każdej innej kwestii :)
Usuń