sobota, 28 grudnia 2013

Dlaczego nie jestem fit?

Czas po świętach jest dla wielu ludzi czasem pozornych zmian. Robimy wiele pięknych postanowień, a większość z nich oscyluje wokół bycia fit. Perspektywa posiadania pięknej, szczupłej i zdrowej sylwetki jest po okresie wielkiego obżarstwa i wzdętego brzucha wyjątkowo kusząca. Już w czasie świąt postanawiamy, że teraz wszystko będzie inaczej i że tym razem osiągniemy postawiony sobie wcześniej cel. Oczywiście to wszystko jest jedną wielką bzdurą, ponieważ przy największym pokładzie silnej woli wytrzymamy z naszymi postanowienia do Sylwestra. W dzisiejszym poście chciałabym opisać dlaczego nie jestem i raczej nigdy nie będę fit.
         Czym jest bycie fit? Jest to niewątpliwie styl życia skoncentrowany z jednej stronie na zdrowym, pełnowartościowym odżywianiu, jak i uprawianiu sportu i czynności pokrewnych w wolnym czasie. Żeby być fit należało być szczupłym, z lekko zarysowanymi mięśniami i z obowiązkowym uśmiechem na ustach. Warto sobie również strzelać raz na jakiś czas zdjęcia ku motywowaniu innych. Ja nie jestem fit. Dlaczego?
         Po pierwsze, bycie fit bardziej kojarzy mi się z obsesją niż z czymkolwiek innym. Mam wrażenie, że dzień osób, które można opisać tym przymiotnikiem koncentruje się na ciągłych myślach o treningu i posiłkach. Nie rozumiem tego. Jeśli planuje zrobić trening w ciągu dnia to go robię, ale nie muszę go rozpisywać, mierzyć się i myśleć ile wybiorę tym razem obciążenia na plecy. Wolę myśleć o moich codziennych obowiązkach, ile czasu poświęcę na naukę, co jeszcze muszę zrobić w ciągu całego dnia i to sukcesywnie robić. Skupianie się na swoim wyglądzie i na tym o ile centymetrów podniósł mi się tyłek jest okropne. Nie uważam, żeby to jak wyglądamy było rzeczą priorytetową dla każdego z nas. Obsesja nigdy nie jest dobrym wyjściem, nawet, a może przede wszystkim dla osób, które zmagają się z poważnym problemem z nadwagą. Niektórzy mówią, że jest o kształtowanie charakteru. Jeżeli to jak wyglądamy jest dla nas wyznacznikiem silnego charakteru to ja dziękuję.
         Po drugie, wysoko skorelowane z pierwszym, ludzie fit uważają, że bycie fit jest jedną, jedyną droga do szczęścia i gardzą tymi, którzy myślą i zachowują się inaczej. Bardzo często mają za nic osoby, które odbiegają od ich ideału. Będąc przez długi czas z osobą fit, potrafiłam usłyszeć bardzo cierpkie słowa na swój temat, ponieważ przytyłam dwa ledwo widoczne dla ludzkiego oka kilogramy. Nie mówiąc już o pogardzie dla osób z nadwagą. Umówmy się, sytuacje są różne. To, że ktoś jest pulchny nie jest zawsze spowodowane lenistwem lub faktem, że się je niewyobrażalne ilości niezdrowego jedzenia. Mogą to być hormony, następstwa po ciąży czy wszelkiego rodzaju choroby zarówno fizyczne jak i psychiczne. Mogą to być problemy z samooceną, albo najzwyczajniejsze na świecie akceptowanie takiej sytuacji. Co nam do tego? Jeśli widzimy członka rodziny lub przyjaciela, który widocznie szkodzi swojemu zdrowiu, a nawet życiu poprzez swój styl życia to szczera rozmowa i pokazanie wyrazów niepokoju nigdy nie zaszkodzi. Ale krytykowanie każdej osoby, która nie pasuje do ideału fit jest bardzo krzywdzące i przykre. W konsekwencji nie wiemy, który styl życia jest lepszy i gorszy. Nie jesteśmy w stanie w żaden sposób tego ocenić. To jest tak jakbym krytykowała wszystkie osoby na świecie, które nie uczą się 5 języków obcych naraz, tylko dlatego, że ja to robię i uważam za wartościowe. Nie chcę taka być więc nie chce być fit.
fit-and-sexy.pl
          Po trzecie- gotowanie. To już akurat sprawa dość dość spersonalizowana. Ja po prostu nie cierpię i nie umiem gotować. Nienawidzę spędzać czasu w kuchni i bardzo często czuję jakbym marnowała przy tym czas. A szkoda. Uważam, że gotowanie może być bardzo wartościowe i rozwojowe. Dowodem na to są dziesiątki naprawdę interesującym blogow kulinarnych, prowadzonych przez supersympatyczne, inteligentne i piękne kobiety. Ja się do tego najzwyczajniej nie nadaję. Bycie fit wiążę się niestety z dużą ilością czasu spędzanego w kuchni w ciągu dnia. Szczególnie dla osoby, która ciągle przebywa poza domem tak jak jak jest to szczególnie uciążliwie. Fit osoby muszą wcześniej przygotować starannie dobrane posiłki zapakowany w piękne pojemniki i tak sobie właśnie spędzają dzień. To kompletnie nie dla mnie. Szczytem moich umiejętności jest jajecznica i koktajl bananowy. Na wszystko inne po prostu nie mam lub szkoda mi czasu. Jeśli spędzam dzień od 7 do 20 poza domem to jem kanapki lub idę na kebaba między zajęciami. Bycie fit by mi to kompletnie uniemożliwiało :)
          Po czwarte- nienawidzę rygorów! Ciągle gonie w piętkę, ciągle coś się dzieję, praca, nauka, ciągłe stresy i zgrzytanie zębami. Jeśli miałabym się trzymać codziennie rygorów posiłkowych i treningowych to bym z pewnością wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Nie wyobrażam sobie życia skoncentrowanego na pięciu zbilansowanych posiłkach i paradowania po kujawsko-pomorskich siłowniach. Nie czułabym się przez to wolna. Lubię alkohol, słodycze i fast foody. Nie piję i nie jadam codziennie, ale tez nie piję i nie jadam takich rzeczy raz na 3 miesiące. Na codzien odżywiam się normalnie, ale pozwalam sobie na wszystko co chce. Na kebaby, pizze, piwo, naleśniki, popcorny, które sprawiają, że jestem szczęśliwa. Na fitstronach widzę czasem piękne rzeczy typu pizza składająca się z marchewki, buraczków i ananasów- super zamiennik! Nie dziękuje, wolę robić to na co mam ochotę, z oczywistymi konsekwencjami, że modelką Victoria's Secret nigdy nie będę.
http://codziennikfeministyczny.pl/


I bardzo dobrze- to mój punkt piąty. Bycie slim i fit nie zawsze jest piękne i atrakcyjne. Oczywiście de gustibus non est disputandum. Kanony piękna się zmieniają. Teraz jest moda na bycie slim, kiedyś przodowała sylwetka Marilyn Monroe. Trudno przewidzieć co będzie na czasie na 20 lat. Ja aktualnych kanonów po prostu nie lubię. Doceniam dziewczyny za ciężka prace, dla niektórych jest to sposób na życie i pasje- i bardzo dobrze. Ale sama nie chce być fit. Chce być normalną kobieta w rozmiarze 36/38, która nie podąża za obecnymi trendami, ale jest zwolenniczką naturalnego piękna. Nie będę rozprawiać na temat tego jaki obraz kobiety nam tworzą media, bo nie chcę wprowadzać niepotrzebnej agresji na blogu. Jednak smuci mnie ten kanon, który powoduję, że w dzisiejszych czasach kobiety, jak nigdy wcześniej wstydzą się swojego ciała. Nie chcę, żeby tak było.

body-revolution.pl

Kim natomiast jestem?
Sport traktuje dość zadaniowo, ale podchodzę do tego zadania wyłącznie z pozytywnymi emocjami. Sport ma mi dać siłę, sprawność, relaks i odciążenie kręgosłupa, który mi niesamowicie doskwiera. Możecie mi wierzyć lub nie, ale nie interesują mnie już walory estetyczne uprawiania sportu. Już, ponieważ w przeszłości był to jedyny wskaźnik podejmowania przeze mnie aktywności fizycznej. Sport uprawiałam od zawsze, ale robiłam to w sposób bardzo nieregularny, ponieważ traciłam motywację i chęć do podróżowania do siłowni znajdującej się po drugiej stronie miasta. W międzyczasie doświadczałam różnego rodzaju pomiarów własnego ciała, zaczynałam brać odżywki białkowe oraz inne cuda i dziwy. I nadal byłam sfrustrowana, ponieważ nie chudłam oraz zażenowana, że muszę skakać jak kózka lub biegać, czego okropnie nie znosiłam i do dzisiaj nie znoszę. Potem jednak dotarło do mnie, że nie to jest w tym wszystkim najważniejsze. Zaczęłam próbować rożnych form aktywności i znalazłam kilka, które mi odpowiadają i wykonuje je aktualnie 5-6 razy w tygodniu. Składają się na to przeróżne filmiki z yt z zestawami ćwiczeń, z których układam około 50 minutowy trening, najczęściej siłowy, spacery i basen. To wszystko robię od prawie roku cholernie regularnie, z dwiema tygodniowymi przerwami od ćwiczeń. Bez spinania się, bez mierzenia, bez nacisków okazało się, że jestem super sprawna, a moje ciało podoba mi się najbardziej jak mi się podobało w całym moim życiu.
I tym krótkim wywodem chciałam nakreślić, że może czasem nasz mózg pracuje zupełnie odwrotnie niż tego chcemy i nie ma co poświęcać 60 sekund na minutę myślami o rezultatach tego co robimy. Może warto czasami zrobić coś bez myślenia o konsekwencjach i obliczeniach. To się tyczy tak sportu jak i każdej czynności, która kojarzy mi się z rozwojem. Coś na zasadzie sztuki dla sztuki. Serdecznie polecam zmianę nastawienia i oderwania się od tego chorego pogromu zwanego fit. I może nasze postanowienie noworoczne powinno brzmieć: znajdę aktywność fizyczną, która spowoduje, ze poczuje się fajnie już w trakcie jej wykonywania, a nie „będę ćwiczyć”.

A czy Wy jesteście fit? Jakie są wasze postanowienia związane z uprawianiem sportu w 2014 roku?


7 komentarzy:

  1. Myślę, że najlepiej żyć w zgodzie ze sobą czyli robić to co naprawdę nas cieszy :-)
    Po co się okłamywać, pozorować na kogoś innego niż jesteśmy skoro wewnątrz jesteśmy zupełnie inną osobą.
    Pozdrawiam Paweł Zieliński

    P.S Czy mógłbym Cię prosić o jakiś kontakt do Ciebie, ewentualnie wiadomość na mój adres? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla Ciebie być fit to te wszystkie pomiary, obliczenia i obsesyjne myślenie o kilogramach, centymetrach, kaloriach, odpowiednich posiłkach itd., a dla mnie nie przybiera to aż tak skrajnego nastawienia, więc nawet jeśli byłabym fit, to nie zdołałabym odpowiedzić na Twoje pytanie przekazując to co rzeczywiście chciałabym przekazać.

    Ja chciałabym być fit ale w takim sensie jak ja rozumiem bycie fit, a nie tak jak Ty to nakreśliłaś. Po co szafować jakimiś określeniami, które mogą dla każdego znaczyć coś innego? Pojęcie być fit jest bardzo szerokie. Czy jeżeli codziennie ćwiczę, a przy tym pozwalam sobie na różne pyszności oznacza już, że nie jestem fit? Nie wydaje mi się, ale zapewne ktoś inny tak właśnie powie. Z tego względu lepiej opierać się na faktach i zamiast mówić "jestem fit", lepiej powiedzieć "codziennie wykonuję godzinny trening sportowy", bo to według mnie bardziej oddaje istotę rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za głos w te sprawie Alison :) Nie wiem czy wchodziłaś kiedyś na różnego rodzaju blogi, czy fitstrony, bo ja swego czasu dość sporo i powiem Ci, że to co tam czasem widziałam to była jedna wielka przesada. Dziewczyny wchodzące tam w celu znalezienia informacji i motywacji dla siebie dowiadują się, że powinny się nad sobą zastanowić zjadając kiść winogron na podwieczorek. Chodzi mi o to, że fitświatem rządzi straszna przesada i obsesja, a chciałabym, żeby dziewczyny się akceptowały i kochały, a nie łapaly kaca moralnego przez to, że zjadły te nieszczęsne winogrona. Tam nie ma tylko przejrzystych informacji typu "winogrono tuczy", ale silny ładunek emocjonalny, który potrafi strasznie obniżyć nastrój. Dość długo (za długo) siedziałam w środowisku skrajnie fit i teraz może przez to jestem wyczulona na takie kwestie. I z tym, że zamiast mówić ,,jestem fit" powinnyśmy opierać się na konkretach zgadzam się w stu procentach. Po prostu skupiłam się w poscie bardziej na przesadzie niż na czymkolwiek innym + na swojej osobie i swoim podejściu.
    Jeszcze raz dziękuje za komentarz Alison i życzę samych sukcesów w "wykonywaniu godzinnych treningów sportowych", bo warto! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Meraeval, ale kwestia w sporej ilości obecnych blogach fit (zwłaszcza polskich) jest powielanie niezdrowego trybu życia w imieniu "fit". Często są to posty, w których wiedza pojawia się niczym z pierwszej lepszej gazety, ładnie ubrana i opowiedziana przedstawiając to niczym jedyny poprawny sposób na życie "fit". Bycie "fit" to nie centymetry, kalorie, jedzenie sałatek i jabłek, i nie jedzenie po 18. To coś znacznie więcej, tylko niestety w dzisiejszym świecie - jak wszystko, to zostało skomercjolizowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieje strasznie duża dezoinformacja, nawet nie tylko w internecie, ale w środowisku naukowym na temat tego co jest fit, a co nie. Kiedyś od pewnego dietetyka dowiedziałam się, że najlepszą rzeczą jaką możemy zjeść podczas obiadu będzie najbardziej tłusta golonka, jeszcze dodatkowo polana potrójną porcją tłuszczu i właśnie od tego się tak cudownie chudnie. Wkurza mnie to, że to co jest zdrowe lub niezdrowe zmienia się często w zależności od poglądów. Ja już nie wiem co jest fit. Niedługo ktoś powie, że ćwiczenia jednak nie są. Taki świat.
      Pozdrawiam i dziękuję Paulina :-)

      Usuń
  5. Przyznam otwarcie, chcę schudnąć parę cm z ud i brzucha. Nie dla kogoś tylko dla samej siebie. By czuć się dobrze w swoim ciele i za kilkanaście lat cieszyć się zdrowiem i kondycją. Chociaż przeglądam blogi i strony dot. fitnessu to śmiało mogę powiedzieć, że dużo osób ćwiczy by uzyskać kaloryfer na brzuchu ( a jak wiadomo to ciężko uzyskać) i być może dlatego są tak fanatycznie nastawione..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie powiedziane ,,by czuć się dobrze w swoim ciele i za kilkanaście lat cieszyć się zdrowiem i kondycją". Aspekt estetyczny jest moim zdaniem drugorzędny, ale tak czy inaczej przyjdzie. Życzę powodzenia w tej i w każdej innej kwestii :)

      Usuń