sobota, 31 sierpnia 2013

O mojej drodze do szczęścia- prawo jazdy.

Ponownie trochę mnie tu nie było. Proces organizowania czasu i pomysłów na bloga jednak dopiero trwa J Moja nieobecność była głownie spowodowana sporym brakiem czasu i trochę brakiem chęci. Ostatnie tygodnie minęły mi bardzo stresująco, ponieważ ponownie podchodziłam do egzaminu na prawo jazdy oraz odbywałam niełatwe praktyki. Teraz jest koniec sierpnia, mogę chwilkę odetchnąć, żeby od poniedziałku z całym impetem ruszyć do ciężkiej pracy polegającej na przygotowywaniu się do sesji wrześniowej (2 egzaminy), ciągłej nauce szwedzkiego i francuskiego oraz na własnej pracy zawodowej. Dzisiaj chciałabym napisać o najważniejszej sprawie ostatnich tygodni- o prawie jazdy.

No tak, prawo jazdy. Rzecz naprawdę uciążliwa w moim życiu, która przez długi czas dołowała mnie bardziej niż cokolwiek innego. Kurs zaczęłam bardzo dawno, praktycznie po maturze, szedł mi całkiem normalnie, standardowo. Nie miałam poczucia, że umiem jeździć, w sumie nawet specjalnie tego nie analizowałam. Po kilku miesiącach poszłam na egzamin i bach. Doszłam do wniosku, że się do niczego nie nadaję, w ogóle nie znam się na sytuacji na drodze, czuje się jak dziecko we mgle i w ogóle jest to bez sensu. Odłożyłam to na jakieś 1.5 roku. Następnie trafiłam do szkoły jazdy z przypadku, kupując dodatkowe lekcje na grouponie czy innym citeamie. Nadal jeździłam jak histeryczka, na dodatek na pamięć, a jak coś się zmieniło w trakcie to już był koniec. Poszłam na kolejne 2 egzaminy i to była również totalna porażka. Odłożyłam to na kolejny rok. Cały czas to we mnie siedziało, cały czas miałam przez to niską samoocenę, czułam, że coś mnie hamuję, że nie mogę się w pełni rozwijać. Wszyscy ludzie wokół mnie szli na kursy, zdawali i jeździli, a ja jak ostatni nieudacznik życiowy nie mogłam sobie z tym poradzić. Zaczynałam mieć myśli, czy w ogóle powinnam się porywać z różnymi wyzwaniami, czasami naprawdę sporymi, skoro nie potrafię doprowadzić do końca czegoś takiego. Potem jednak poznałam człowieka, który pokazał mi, że to tak nie jest, że są rzeczy, które czasem nie idą nam od początku w równym stopniu jak innym, ale przy większej ilości wysiłku sobie z tym możemy poradzić. To nie znaczy, że jesteśmy gorsi lub głupsi, tylko inni. Człowieka, który zatykał uszy jak mówiłam mu o tym, że nigdy sobie z tym prawkiem nie poradzę, bo jestem ostatnią sierotą i który zmusił mnie do próbowania dalej. Po kolejnych dwóch latach przerwy musiałam sporo zaczynać od nowa, jednak tym razem nie poszłam do szkoły jazdy czy instruktora z przypadku. Otrzymałam numer do instruktora z polecenia, zaczęłam z nim jeździć w maju, z różnego rodzaju mniejszymi przerwami, wykupiłam w sumie jakieś 20 godzin, poszłam na egzamin teoretyczny na „nowych zasadach” zdając go za pierwszym razem, a od wczoraj jestem szczęśliwą posiadaczką prawa jazdy J
Jaki jest z tego morał? Dodatkowe 20 godzin od maja, wcześniejsze spore dodatkowe godziny to dużo. Sumując pewnie było to więcej niż 2-3 kursy. Teraz nie ma to dla mnie znaczenia. Jestem inna, potrzebowałam o wiele więcej godzin niż przeciętny Kowalski, jednak jestem pewna, że on nigdy by w tak szybkim tempie jak ja nie przyswoił sobie słówek z 4 języków naraz.  Teraz nie dość, że mam prawo jazdy to wcale nie boję się go użyć, jestem gotowa nawet od zaraz wybrać się gdziekolwiek, bo wiem, że sobie poradzę, bo to, co mam w głowie jest moje, a nie wykute pod konkretny egzamin. Oczywiście to dopiero początek drogi, dopiero zacznę się uczyć prawdziwej jazdy, ale czuje, że mam dobre podstawy, jestem ogromnie spokojna podczas jazdy i pewna swoich umiejętności. Patrzę na drogę, na znaki, dobrze czuje się na manewrach, nawet jak miałabym je korygować 3 razy. Cieszę się okropnie, 4-tonowy kamień spadł mi z serca i teraz wiem, że można wszystko. Dla jednego nie byłby to żaden wyczyn, jednak dla mnie jest to coś niewyobrażalnie ważnego, nad którym musiałam bardzo długo pracować, również z samą sobą, żeby osiągnąć ten drobny dla innych sukces.

Teraz mogę też obiektywnie ocenić jak to całe egzaminowanie wygląda. Zdawałam w podobno jednym z najtrudniejszych ośrodków egzaminacyjnych w Polsce, w którym zdawalność jest naprawdę niska. Zdałam za 6 razem i wcale się tego nie wstydzę. Miałam 6 różnych egzaminatorów i mogę z całym sercem i szczerością powiedzieć, że każdy z nich był dla mnie niewyobrażalnie miły, a nawet pomocny. Nikt nie łapał mnie za drobne błędy, a nawet przymykał oko na te większe. Jednak za każdym z tych 5 razy to ja zrobiłam coś, co nie mogło w żaden sposób być potraktowane pozytywnie. Za jednym razem zjechałam z impetem na lewy pas, w ogóle nie patrząc co się za mną dzieję, za drugim nie umiałam zaparkować, a za trzecim nie zatrzymałam się przed znakiem STOP. Błędy kardynalne, których nie można było potraktować polubownie. Nikt mi nie powie, że to było moje szczęście, bo szczęście może być 1-2, ale nie 6. Słyszę bardzo dużą ilość opinii, jacy to źli ludzie, jak są złośliwi i jak bardzo chcą żebyś oblał. Ja się z tym nie zgadzam. Może to zależy od człowieka. Jeśli ktoś przychodzi z miną jakby egzaminator mu zabił kota i ma ogólnie postawę roszczeniową to nie dziwię się, że ktoś odpowiada mu tym samym. Uważam, że takiego rodzaju opinie nakręcają innych i powodują kolejną spiralę nieszczęść.

Ostatnią sprawą, o której chciałabym krótko napisać w kontekście prawa jazdy są nowe zasady. Błagam! Nie bójcie się tego! To nie jest nic ponad wasze możliwości i nie dajcie się kolejny raz zapętlić opiniami znajomych, jaka to straszna rzecz te nowe zasady. Ja przed egzaminem wiedziałam naprawdę bardzo mało, ale usiadłam 2 dni wcześniej z kodeksem, z książką, zrobiłam parę takich przykładowych arkuszy i zdałam od razu. Nauczyłam się zasad, które mogą być potem zastosowane w jakiejkolwiek sytuacji na drodze. Nie dajcie sobie wmówić, że to jest kolejny absurd i w ogóle, jaki ten świat jest zły. Dobrze, może i absurdów w naszym kraju jest sporo, ale skupianie się tylko na szukaniu winnego, a nie dostrzeganie swoich własnych błędów i niedociągnięć nie jest dobrym rozwiązaniem. To nas cofa i ogranicza. Świat nie jest idealny, ale jakoś musimy się do niego dostosować i nie musi to wcale oznaczać przyjęcia postawy uległej, niezdolnej do posiadania własnego zdania.
Dziękuję za uwagę J

M. 
http://www.insurancequotesfast.com

3 komentarze:

  1. Gratuluję zdanego prawka :)
    To Twój wielki sukces, nieważne za którym razem i że po przejściach, ważne, że się nie poddałaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje!
    Ja zdałam za 4 razem i szczerze mówiąc w trakcie mojego kursu miałam poczucie, że nie jeżdżę źle, po czym jak poszłam do innej autoszkoły zobaczyłam jakie okropne błędy popełniam, jak niebezpiecznie momentami jeżdżę i nabrałam pokory. Na początku męczyłam się, nie wierzyłam, że zdam ten egzamin. Zaczęłam walczyć z myślami, każde jazdy były okazją przetestowania mnie i w końcu zdałam.
    Mój egzaminator ostatni był przemiły - chciałam go przytulić, kiedy mi powiedział, że zdałam. Mógł mnie oblać, miał okazję, potem zapytał dlaczego zrobiłam jak zrobiłam i mu szczerze odpowiedziałam.
    Raz tylko trafiłam na niemiłego egzaminatora. Prawie zaczął na mnie krzyczeć w trakcie jazd i w tym momencie nie zdałam, popełniłam błąd taki sam jak Ty - nie zatrzymałam się na "stopie". Wszyscy inni egzaminatorzy byli naprawdę mili, spokojni, czasami czułam się jakby ich tam nie było i jestem sama w samochodzie. Zauważyłam jednak, że wśród moich znajomych osoby, które zdały za którymś razem jeżdżą bezpieczniej, bardziej zapobiegawczo i mogę z nimi jeździć wszędzie, są też osoby, które zdały za pierwszym razem i bardziej szpanują niż jeżdżą, do nich do samochodu nie wsiadam :)
    Ja dzisiaj w nocy jechałam samochodem i zaczęłam naprawdę odczuwać przyjemność jazdy - wierzę, że i Ty ją zaraz poczujesz!

    Gratuluję Ci z całego serca odniesienia takiego sukcesu! :)
    Również studentka psychologii i chwilowa studentka filologii angielskiej

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję! Moja historia z prawo jazdy też się okropnie ciągła, po 3 niezdanych egzaminach stwierdziłam, że się nie nadaję do jazdy i olewam to. Po 2 latach zrobiło mi się szkoda wydanych pieniędzy i miałam dość ciągłych pytań co z moim prawkiem. Znalazłam świetnego instruktora i po 10 godzinach jazd w końcu zdałam ;D Już ponad rok jestem szczęśliwą posiadaczką prawo jazdy, a od czerwca nawet mam swój samochód. Znajomi często mnie chwalą, że świetnie jeżdżę i dziwią się, że tak długo to wszystko trwało :) A ja sądzę, że kluczem do sukcesu jest odpowiedni instruktor :)

    Pozdrawiam i życzę dużo szczęśliwie przejechanych kilometrów :)

    OdpowiedzUsuń