Ponownie trochę mnie tu nie było. Proces organizowania czasu
i pomysłów na bloga jednak dopiero trwa J
Moja nieobecność była głownie spowodowana sporym brakiem czasu i trochę brakiem
chęci. Ostatnie tygodnie minęły mi bardzo stresująco, ponieważ ponownie
podchodziłam do egzaminu na prawo jazdy oraz odbywałam niełatwe praktyki. Teraz
jest koniec sierpnia, mogę chwilkę odetchnąć, żeby od poniedziałku z całym
impetem ruszyć do ciężkiej pracy polegającej na przygotowywaniu się do sesji
wrześniowej (2 egzaminy), ciągłej nauce szwedzkiego i francuskiego oraz na
własnej pracy zawodowej. Dzisiaj chciałabym napisać o najważniejszej sprawie
ostatnich tygodni- o prawie jazdy.
No tak, prawo jazdy. Rzecz naprawdę uciążliwa w moim życiu,
która przez długi czas dołowała mnie bardziej niż cokolwiek innego. Kurs
zaczęłam bardzo dawno, praktycznie po maturze, szedł mi całkiem normalnie,
standardowo. Nie miałam poczucia, że umiem jeździć, w sumie nawet specjalnie
tego nie analizowałam. Po kilku miesiącach poszłam na egzamin i bach. Doszłam
do wniosku, że się do niczego nie nadaję, w ogóle nie znam się na sytuacji na
drodze, czuje się jak dziecko we mgle i w ogóle jest to bez sensu. Odłożyłam to
na jakieś 1.5 roku. Następnie trafiłam do szkoły jazdy z przypadku, kupując
dodatkowe lekcje na grouponie czy innym citeamie. Nadal jeździłam jak
histeryczka, na dodatek na pamięć, a jak coś się zmieniło w trakcie to już był
koniec. Poszłam na kolejne 2 egzaminy i to była również totalna porażka.
Odłożyłam to na kolejny rok. Cały czas to we mnie siedziało, cały czas miałam
przez to niską samoocenę, czułam, że coś mnie hamuję, że nie mogę się w pełni
rozwijać. Wszyscy ludzie wokół mnie szli na kursy, zdawali i jeździli, a ja jak
ostatni nieudacznik życiowy nie mogłam sobie z tym poradzić. Zaczynałam mieć
myśli, czy w ogóle powinnam się porywać z różnymi wyzwaniami, czasami naprawdę
sporymi, skoro nie potrafię doprowadzić do końca czegoś takiego. Potem jednak
poznałam człowieka, który pokazał mi, że to tak nie jest, że są rzeczy, które
czasem nie idą nam od początku w równym stopniu jak innym, ale przy większej
ilości wysiłku sobie z tym możemy poradzić. To nie znaczy, że jesteśmy gorsi
lub głupsi, tylko inni. Człowieka, który zatykał uszy jak mówiłam mu o tym, że
nigdy sobie z tym prawkiem nie poradzę, bo jestem ostatnią sierotą i który
zmusił mnie do próbowania dalej. Po kolejnych dwóch latach przerwy musiałam
sporo zaczynać od nowa, jednak tym razem nie poszłam do szkoły jazdy czy
instruktora z przypadku. Otrzymałam numer do instruktora z polecenia, zaczęłam
z nim jeździć w maju, z różnego rodzaju mniejszymi przerwami, wykupiłam w sumie
jakieś 20 godzin, poszłam na egzamin teoretyczny na „nowych zasadach” zdając go
za pierwszym razem, a od wczoraj jestem szczęśliwą posiadaczką prawa jazdy J
Jaki jest z tego morał? Dodatkowe 20 godzin od maja,
wcześniejsze spore dodatkowe godziny to dużo. Sumując pewnie było to więcej niż
2-3 kursy. Teraz nie ma to dla mnie znaczenia. Jestem inna, potrzebowałam o
wiele więcej godzin niż przeciętny Kowalski, jednak jestem pewna, że on nigdy
by w tak szybkim tempie jak ja nie przyswoił sobie słówek z 4 języków
naraz. Teraz nie dość, że mam prawo
jazdy to wcale nie boję się go użyć, jestem gotowa nawet od zaraz wybrać się
gdziekolwiek, bo wiem, że sobie poradzę, bo to, co mam w głowie jest moje, a nie
wykute pod konkretny egzamin. Oczywiście to dopiero początek drogi, dopiero
zacznę się uczyć prawdziwej jazdy, ale czuje, że mam dobre podstawy, jestem
ogromnie spokojna podczas jazdy i pewna swoich umiejętności. Patrzę na drogę,
na znaki, dobrze czuje się na manewrach, nawet jak miałabym je korygować 3
razy. Cieszę się okropnie, 4-tonowy kamień spadł mi z serca i teraz wiem, że
można wszystko. Dla jednego nie byłby to żaden wyczyn, jednak dla mnie jest to
coś niewyobrażalnie ważnego, nad którym musiałam bardzo długo pracować, również
z samą sobą, żeby osiągnąć ten drobny dla innych sukces.
Teraz mogę też obiektywnie ocenić jak to całe egzaminowanie
wygląda. Zdawałam w podobno jednym z najtrudniejszych ośrodków egzaminacyjnych
w Polsce, w którym zdawalność jest naprawdę niska. Zdałam za 6 razem i wcale
się tego nie wstydzę. Miałam 6 różnych egzaminatorów i mogę z całym sercem i
szczerością powiedzieć, że każdy z nich był dla mnie niewyobrażalnie miły, a
nawet pomocny. Nikt nie łapał mnie za drobne błędy, a nawet przymykał oko na te
większe. Jednak za każdym z tych 5 razy to ja zrobiłam coś, co nie mogło w
żaden sposób być potraktowane pozytywnie. Za jednym razem zjechałam z impetem
na lewy pas, w ogóle nie patrząc co się za mną dzieję, za drugim nie umiałam zaparkować,
a za trzecim nie zatrzymałam się przed znakiem STOP. Błędy kardynalne, których
nie można było potraktować polubownie. Nikt mi nie powie, że to było moje
szczęście, bo szczęście może być 1-2, ale nie 6. Słyszę bardzo dużą ilość
opinii, jacy to źli ludzie, jak są złośliwi i jak bardzo chcą żebyś oblał. Ja
się z tym nie zgadzam. Może to zależy od człowieka. Jeśli ktoś przychodzi z
miną jakby egzaminator mu zabił kota i ma ogólnie postawę roszczeniową to nie dziwię
się, że ktoś odpowiada mu tym samym. Uważam, że takiego rodzaju opinie nakręcają
innych i powodują kolejną spiralę nieszczęść.
Ostatnią sprawą, o której chciałabym krótko napisać w
kontekście prawa jazdy są nowe zasady. Błagam! Nie bójcie się tego! To nie jest
nic ponad wasze możliwości i nie dajcie się kolejny raz zapętlić opiniami znajomych,
jaka to straszna rzecz te nowe zasady. Ja przed egzaminem wiedziałam naprawdę
bardzo mało, ale usiadłam 2 dni wcześniej z kodeksem, z książką, zrobiłam parę
takich przykładowych arkuszy i zdałam od razu. Nauczyłam się zasad, które mogą być
potem zastosowane w jakiejkolwiek sytuacji na drodze. Nie dajcie sobie wmówić,
że to jest kolejny absurd i w ogóle, jaki ten świat jest zły. Dobrze, może i
absurdów w naszym kraju jest sporo, ale skupianie się tylko na szukaniu
winnego, a nie dostrzeganie swoich własnych błędów i niedociągnięć nie jest
dobrym rozwiązaniem. To nas cofa i ogranicza. Świat nie jest idealny, ale jakoś
musimy się do niego dostosować i nie musi to wcale oznaczać przyjęcia postawy
uległej, niezdolnej do posiadania własnego zdania.
Dziękuję za uwagę J
M.
![]() |
http://www.insurancequotesfast.com |